Uprawiać sport można na wiele sposobów. Czasami wybór padnie na bieganie, innym razem na piłkę nożną. Dla Filipa prawdziwa zabawa zaczyna się kilka metrów nad ziemią. Przeczytajcie o chłopaku, który nie lata, ale chodzi w przestworzach.
Życie bez pasji jest nudne i pozbawione prawdziwego smaku. Tak naprawdę nigdy nie jest zbyt późno, żeby zacząć marzyć. Każdy z nas ma tylko jedno życie i powinien je wykorzystać w najbardziej satysfakcjonujący go sposób. Dla Filipa Oleksika slackline, który pokochał, to wielka część jego życia.
Foto: Filip Oleksik / Mat. prasowe
Chodzenie po linie i slackline to dwie inne dyscypliny sportu. W pierwszym przypadku, jak sama nazwa wskazuje, w roli głównej występuje lina, z kolei w drugim – taśma.
– Taśma jest płaska. Ta do chodzenia ma 2,5 cm szerokości, zaś do skakania 5 cm szerokości. Większość osób chodzących po linie używa tyczki. My do balansu wykorzystujemy tylko i wyłącznie swojego ciała. Co warto dodać, lina jest bardzo mocno dopięta, a taśma, po której chodzą slacklinerzy może być luźna – tłumaczy slickliner Filip Oleksik.
Choć jest to sport niszowy i mało kto wie, na czym to wszystko właściwie polega, trzeba przyznać, że nawet podczas samego oglądania zdjęć, robi on ogromne wrażenie. Tu liczy się odwaga i godziny treningów. Obojętnie czy to trickline z wykonywaniem ewolucji, longline, którego ideą jest przejście jak najdłuższego odcinka, czy highline – taśma zawieszona na dużych wysokościach. Każda z odmian tego sportu słusznie wzbudza respekt.
Foto: Filip Oleksik / Mat. prasowe
– Wybrałem slackline, bo jestem człowiekiem, który woli sporty indywidualne. Slackline jest dyscypliną niszową, która wzbudziła we mnie sympatię. Poznałem różnych ludzi, którzy się tym zajmują i zacząłem się stopniowo wkręcać. Sprawia mi to nadal ogromną przyjemność – rozwijanie się, jeżdżenie na wyjazdy związane z zawodami. Nie przeszkadza mi to jednak w uprawianiu innych sportów – jeżdżę na nartach, konno – opowiada Filip.
Życie na krawędzi
Zapytałam Filipa, czy wyobraża sobie przejść po cienkiej taśmie zawieszonej tysiąc metrów nad ziemią. – Myślę, że każdy jest w stanie spróbować slacka na poziomie chodzenia chociażby między drzewami w parku. Jest to ciekawa opcja rozrywki. Natomiast niekoniecznie to tak działa, jeśli chodzi o higline i trickline. Tutaj już w pewien sposób narażamy swoje życie. Decyzja jak połączymy dane elementy ze sobą, może wpłynąć na nasze życie. Trzeba zdobyć odpowiednią wiedzę. W naszym środowisku się rozumiemy i są to ludzie, którzy wiedzą co robią, a poza tym wszystkie elementy są podwójne, z zabezpieczeniami – uspokaja młody slackliner.
– Jeśli zaś chodzi o trickline, to każdy sport, który jest związany z akrobatyką wiąże się z ryzykiem kontuzji. Aczkolwiek ja, jako że często trenuję też na trampolinach uważam, że są one znacznie bardziej niebezpieczne, niż slack – dodaje Filip.
Foto: Filip Oleksik / Mat. prasowe
Sport to ciągła podróż…
Ciężkie treningi, godziny ćwiczeń, zmęczenie i kontuzje. Oto ciemniejsza strona wyczynowego uprawiania sportu. Na szczęście jest sporo pozytywów, dla których warto decydować się na poświęcenia.
– To było niewiarygodne uczucie, gdy stoję na 2,5 centymetrowej taśmie, a pod nogami mam dziurę na tysiąc metrów. To mroziło krew w żyłach. Odwiedziłem między innymi Teneryfę, Abu Dhabi, Francję, Czechy i Ukrainę. W najbliższym czasie będą z pewnością treningi i dalsze jeżdżenie po świecie. To będzie czas pełnej improwizacji, brania udziału w zawodach i spotkaniach tricklinowych – opowiada Oleksik.
A po maturze? – Slack jest wielką częścią mojego życia, więc na pewno nie odetnę się całkowicie. Nie nazwałbym tego sportem zawodowym, ale raczej częścią życia, w której jestem w stanie, zdobyć sukcesy, a nawet zarobić jakieś pieniądze. Ja to kocham, ja to robię, bo lubię, co nie znaczy, że nie zamierzam iść na studia i rozwijać się dalej – dodaje.
Trening czyni mistrza
Filip mówi o minionym roku, jako o najlepszym jeśli chodzi o slackline. Na swoim koncie ma między innymi pierwsze miejsce w zawodach we francuskim Saint-Jeannet, drugie miejsce zajęte w Bydgoszczy i Lublinie oraz siódmą lokatę w konkurencji Red Bull Slackship. Do tego wiele innych cieszących go sukcesów i wyjazdów zagranicznych.
– Na pewno jest to połączenie kilku sportów, bo nie ma na świecie dyscypliny, który wymaga tylko i wyłącznie treningu jej samej. Trenując trickline – bo ja jestem przede wszystkim tricklinerem i to jest coś, co pozwala mi jeździć po świecie oraz zdobywać miejsca w zawodach – trenuję trzy razy w tygodniu, rozciągając slackline nad piaskiem w Kryspinowie. Oprócz tego, dzięki mojemu sponsorowi 300Frayda, czyli krakowskiego parku trampolin, mogę trenować w hali na trampolinach. To pozwala wyczuć swoje ciało w powietrzu i zrozumieć to, jak ten ruch powinien wyglądać – mówi młody sportowiec.
Rady dla początkujących? – Slackline wymaga czasu. Nie ma ludzi, którzy są w stanie od razu wejść na taśmę i po niej przejść. Jest taka typowa przypadłość, że jak stajemy na taśmie to trzęsą się nogi. To nie jest związane ze stresem, tylko najprawdopodobniej mięśnie stabilizujące, które mamy niewyćwiczone, nie pozwalają nam utrzymać balansu. Wiele ludzi twierdzi, że to jest nie do zrobienia. Jestem też wspierany przez Slackhouse i ABK Company. Mam zatem możliwość sprzedaży zestawów do slacka. Żeby postawić swoje pierwsze kroki na taśmie, wystarczy kupić zestaw, iść do parku, przeczytać instrukcję i już. Większość z nas jest bardzo przyjacielska i chętnie pomaga – zachęca Filip Oleksik.
Zatem może by tak oderwać się na chwilę od ziemi i spróbować czegoś innego? Jedno jest pewne – do odważnych świat należy, a do takich z pełnym przekonaniem zaliczyć można Filipa!
źródło: http://noizz.pl/sport/osiemnastolatek-ktory-chodzil-tysiac-metrow-nad-ziemia/c1bgk2w