Jestem właśnie z kolegą w trakcie tripu po Europie. Jedziemy karetką przerobioną na kampera, robimy pokazy na ulicy, zarabiamy, żeby jechać dalej, a czasem startujemy w zawodach. Taka wakacyjna przygoda. Np. kilka dni temu w Monachium startowaliśmy w drużynowych mistrzostwach świata Slackline Masters. Byłem w teamie z Mickey’em Wilsonem, czyli zeszłorocznym zwycięzcą Slackshipa. Po kwalifikacjach z 20 ekip byliśmy na siódmej pozycji, ale niestety przegraliśmy z Japończykami. Ten trip to zupełnie spontaniczna sprawa, nic nie planujemy, nie mamy wytyczonej trasy, jedziemy tam, gdzie nas poniesie. Tak chcemy przeżyć ten miesiąc.
Dostałem zaproszenie na zawody i wybieram się do Gdyni reprezentować Polskę w trzeciej edycji. Być może nie będę jedynym Polakiem, bo wciąż można wygrać dziką kartę do zawodów. Jest szansa, że uda się to któremuś z polskich zawodników.
Slackline jest wciąż dość młodą dyscypliną. Jak rozwinął się przez ostatni rok?
Na pewno coraz łatwiej znaleźć zawody, w których można wystartować. Widać, że jest ich więcej. Tak samo jak zawodników, np. na tej imprezie w Monachium sprzed kilku dni widziałem wiele osób po raz pierwszy w życiu, a poziomem nie odbiegali od czołówki, co świadczy o tym, że cały sport idzie do przodu. Pojawiają się nowe twarze, nowi ludzie zaczynają „trikować”.
Czy pękły jakieś nowe bariery, rekordy? (Rok temu pękł 1 km na highline)
No to teraz pękła już w highline mila [1,61 km – red.] i to całkiem niedawno, bo w maju niedaleko Nicei przy okazji zawodów French Riviera Highline Meeting. Co ciekawe, bicie tych rekordów w highline to jest dziś bardziej wyścig technologiczny, niż sportowy, bo przejście po takiej linie jest łatwiejsze niż wyprodukowanie tak długiej taśmy i rozwieszenie jej później na takim dystansie. Jeśli chodzi o trickline też postęp jest niesamowity, poziom trików bardzo poszedł do przodu, nad ziemią dzieją się niesamowite rzeczy. Ciężko to nawet opisać, ile rotacji można wkleić w salto. Pojawiają się też zupełnie nowe trendy, np. speedline’y, gdzie mamy powieszone dwa highline’y i celem jest przebiegnięcie po taśmie jak najszybciej i wyprzedzenie drugiego zawodnika. Np. jakiś czasu temu odbyła się impreza Slackline Games w Bydgoszczy, gdzie właśnie rywalizowano m.in. w speedline’ach.
Czy w trickline ukształtowała się już jakaś hierarchia zawodów, które są najważniejsze?
Ciężko to stwierdzić, bo wciąż jesteśmy młodą dyscypliną i zawody skupiają się wokół największych firm z branży slackowej. Każda z nich ma swoje większe i mniejsze zawody. Na pewno imprezy typu Red Bull Slackhip są w czołówce tej hierarchii, bo stoi za nimi Red Bull i wszystko zawsze jest fajnie zorganizowane, a obsada bardzo mocna. Red Bull Slackship to cel dla wielu slacklinerów z całego świata.
Trafiła mi się okazja zabrania się z Mickey’em – on miał pokazy w Dubaju, ja równolegle w Abu Dhabi. Fajna okazja do zobaczenia kawałka świata, nieco innego niż Europa.
Czy z takich pokazów da się żyć? Czy slackline może być pomysłem na zawodową karierę?
Jeśli ktoś by się poświęcił temu całkowicie, założył firmę, reklamował swoje pokazy w komercyjnych sytuacjach, to myślę, że się da żyć. Firm eventowych, z którymi dałoby się współpracować, jest trochę na rynku. Dla mnie slackline to jednak wciąż jest bardziej chęć przeżycia przygody, dorobienia sobie, hobby, ale nie sposób na życie. Nie wiem jeszcze co będzie dalej, jestem w tym roku świeżo po maturze, wybieram się na studia. Slackline jest piękną przygodą na następne 5-10 lat, ale nie chcę porzucać tej drugiej części mojego życia.
Ile czasu zajmuje trening slackline’owy?
Oj, ciężko to policzyć, wiele godzin. Im więcej mam wolnego czasu, tym więcej staram się trenować. Zarówno na slacku, jak i na trampolinach. Te drugie dają dużo, jeśli chodzi o wyczucie rotacji, ogarnięcie się w locie, co pomaga przenieść podobne ewolucje na taśmę.
W tym roku udało mi się zrobić gigantyczny progres, jeśli chodzi o poziom trików, można powiedzieć, że wskoczyłem na półkę wyżej. Podwójne salta to przykład czegoś, co jestem już w stanie zrobić w miarę łatwo.
Myślę, że całą ideą mojego slackowego życia jest to, żeby nie mieć planów i robić wszystko spontanicznie. To jest moja pasja, ale nie wiem, gdzie mnie zaprowadzi. To trochę jak z naszą podróżą po Europie, nie wiem, gdzie wylądujemy jutro, tak samo nie wiem, jaki trik wykonam, czy gdzie zawieszą taśmę. Slack trochę właśnie tym odróżnia się od innych sportów, że nic nie musisz, nie znasz swojego następnego kroku.
Źródło: https://www.redbull.com/pl-pl/filip-oleksik-wywiad-przed-slackship-2017-gdynia?linkId=39431301